Mój horoskop
Otwierasz oczy i widzisz wielką przestrzeń. Towarzysze podróży są, ale nie zakłócają Twojego spokoju. Wisz, że podróż w góry to najlepsze, co może się zdarzyć, bo tam odkrywasz nowe horyzonty, zdobywasz kolejne szczyty. Zanurzasz się w przyrodzie i bierzesz głębszy oddech. W górach czeka na Ciebie wszystko to, czego brakuje ci na co dzień. A szczęścia nigdy nie jest za wiele.
poniedziałek, 26 lipca 2010
niedziela, 25 lipca 2010
niedzielny spacer
Dzisiejsza pogoda nie sprzyjała leżakowaniu na plaży, ale wybraliśmy się na plażę mimo to. Pojechaliśmy do Brzeźna na Festiwal Rzeźb z piasku. motywem przewodnim tegorocznego festiwalu była Solidarność Narodów - Solidarność Ludzi. Można było zobaczyć rzeźby m.im. laureatów pokojowej Nagrody Nobla, w tym Lecha Wałesę oraz Dalajlamę, Matkę Teresę z Kalkuty, Irenę Sendlerową czy Jana Pawła II. Oto kilka zdjęć.
studnia w Sudanie
I kilka zdjęć z wizyty w Orłowie (w ogródku i nad morzem)
TAJEMNICZY OGRÓD
“Jeżeli nie jesteś zdolny widzieć więcej ponadto co widzialne, nie możesz zobaczy niczego.” - Ruth Bernhard
lawendowe wzgórze
Hej me Bałtyckie Morze
myślę, że niedziele można zaliczyć do dość udanych :]
poniedziałek, 19 lipca 2010
Pocztówka z Karpacza
17 lipca odbyła się kolejna (2) edycja maratonów górskich. Tym razem w Karpaczu w Karkonoszach. Znów pojechaliśmy samochodem z Krzysiem niemalże w identycznym składzie, na bardzo krótkim odcinku (Gdańsk Śródmieście – Chełm) jechaliśmy prawie tak samo jak do Ustronia, Krzyś, ja, Kamila, Maryś i Miśka (do Ustronia zamiast Miśki jechała Agata, ale to jedna rodzina więc w zasadzie to samo). Spod Pawła domu pojechaliśmy już w innym składzie Miśkę wymieniliśmy na Maćka. Droga szybko minęła, większość przespaliśmy lub usiłowaliśmy spać, biedny Krzyś miał tylko 30 – minutową przerwę na sen. W pewnym momencie rozważałam nawet opcję położenia się na podłodze olbrzymiego samochodu VW Sharan, ale chyba mam za duże gabaryty :]
W Jeleniej Górze (tam mieliśmy nocleg) byliśmy wcześnie, dużo wcześniej niż Gosia, Miśka, Paweł i przyczepa. Po kąpieli, zaliczeniu upadku na kamieniu, poszłyśmy spać, a chłopaki (Maciek z Krzysiem) pojechali załatwiać pozwolenia i inne. Po przyjeździe Pawła oczywiście i dla nas robota się znalazła, wycinanie, układanie, przekładanie itp. Ostatecznie spać poszliśmy po północy, a pobudka była bardzo wcześnie, o czwartej rano. Szybka toaleta, śniadanie, dwie kanapki do plecaka i wyruszyliśmy do Karpacza na stadion rozkładać start zawodów, namioty, balony, i inne atrakcje. Początkowo miałam stać w biurze zawodów i rozdawać zawodnikom koszulki, numerki i inne, a po zamknięciu biura wyruszyć na punkt pod świątynię Wang, ale plany się jakoś zmieniły i poszłam na punkt z wodą przy Schronisku Strzecha Akademicka. Ponieważ nie było już dla nas miejsca w żadnym aucie jadącym na Śnieżkę mieliśmy dojechać pod wyciąg (ja, Marysia, Maciek, Wojtek i Łukasz) i wjechać nim na Kopę. Jednak ku naszemu zaskoczeniu wyciąg był zamknięty i musieliśmy się wdrapać na własnych nogach, każdy na swój punkt. Myślałam, że umrę zanim tam dojdę. Wspomnę przemyślenia Agaty z jej wycieczki na Czantorię w sandałach. Jak to można w sandałach wybierać się w góry?? Ponieważ z Marysią liczyłyśmy, że nas wwiozą na punkt założyłyśmy sandały. Głupota. Choć lepsze już sandały niż baletki, mają chociaż sztywną podeszwę.
Na punkcie z wodą stałam z Kacprem (Czarusiem), gdy się już doczłapałam na górę cały punkt był już rozstawiony, zuch chłopak. W sumie już nie zuch a harcerz, z głową nie od parady. Tak sobie siedzieliśmy jeszcze przez godzinę czekając na zawodników a potem do już ciężka praca, chwilami nie nadążaliśmy, nie wiedziałam co mam robić zbierać kubki czy lać wodę. Ale ogólnie poszło gładko, bez większych problemów. Gdy już wszyscy zawodnicy minęli nasz punkt, złożyliśmy nasze stanowisko i czekaliśmy na Maćka i Miśkę, którzy mieli zejść ze swojego punktu do nas i razem mieliśmy zejść i pozbierać faworki z trasy. Doszli po niewiadomo jakim czasie, a w końcu pojechali samochodem. Zeszliśmy z Kacprem na dół, minęliśmy świątynię Wang, podobno nie ma w niej żadnego gwoździa, i doszliśmy do stadionu, gdzie już dawno było po uroczystości wręczenia nagród. Na szczęście tym razem został dla nas obiadek.
Po powrocie do schroniska w Jeleniej, wszyscy wzięliśmy prysznic, zjedliśmy porcje, które zostały z obiadu i ruszyliśmy trzema taksówkami na miasto. Na piwko. Następnie impreza przeniosła się do schroniska, ale nie będę już pisać kto z kim, co i ile pili.
W niedzielę mieliśmy w planie zwiedzić jakiś zamek, nie pamiętam jaki, choć Krzyś mówił mi chyba trzy razy. W miejscowości na B. Niestety z powodu załamania pogody w sobotni wieczór i dalszego ulewnego deszczu w niedziele, po wizycie w Karczmie, w której zjedliśmy śniadanio – obiad wyruszyliśmy w drogę do domu, w składzie pomniejszonym o Kamilę. W Gdańsku byliśmy koło 21. Poniżej trochę zdjęć z wycieczki, góry, ślimaki i trole, więcej na mojej Picassie. :]
W drodze na punkty, od lewej Wojtek, Maciek, Maryś i Łukasz
trochę górskich motywów:
i trochę mniej górskich:
ślimak, ślimak pokaż rogi...
i jeszcze coś z krainy baśni...
Trol Witający
WąchaczOsioł zwany Osłem
skarby ze strychu
wtorek, 6 lipca 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)