Mój horoskop

Otwierasz oczy i widzisz wielką przestrzeń. Towarzysze podróży są, ale nie zakłócają Twojego spokoju. Wisz, że podróż w góry to najlepsze, co może się zdarzyć, bo tam odkrywasz nowe horyzonty, zdobywasz kolejne szczyty. Zanurzasz się w przyrodzie i bierzesz głębszy oddech. W górach czeka na Ciebie wszystko to, czego brakuje ci na co dzień. A szczęścia nigdy nie jest za wiele.

wtorek, 17 sierpnia 2010

bieszczadzko - tatrzańsko

W górach jest wszystko co kocham, we wszystkich...

strumyk przy naszym domku (służył za lodówkę)

W końcu urlop
I tak na początek udaliśmy się w Bieszczady (ja, Sebastian, Aga, Jaskółeczka, Olaf junior i Olaf - Sambor) do Wetliny, spaliśmy w hotelu górskim PTTK (tzn ja, Sebastian i Agnieszka w domku), warunki nie najgorsze, cena 25zł/os. i swoboda, dużo swobody... i codziennie grill. Po Bieszczadach zrobiliśmy trzy wycieczki, pierwsza na Połoninę Caryńską nie wypaliła, bo złapała nas ulewa, a nawet burza. Kolejne dni były już słoneczne i tak udało nam się wejść na Tarnicę, idąc czerwonym szlakiem z Wołosatego przez Rozsypaniec i Halicz. Najdzielniejszy na tej wycieczce był Olaf junior, prawie nie płakał, a droga zajęła nam około 10 godzin.

nasz najmłodszy zdobywca (tzn. Jaskóły :])




Jaskółeczka i dwa Olafy
 


Aga

Kolejna wycieczka, nareszcie udana na Połoninę Caryńską i trzecia na Wetlińską z zahaczeniem o Smerek. Muszę przyznać, że gdy idzie się na Połoninę Wetlińską od strony Brzegów to jakoś tak łatwiej bo zaraz jest już schronisko.

na Połoninie Caryńskiej

pamięci J. Harasymowicza (droga na połoninę Wetlińską)



wodospad w Wetlinie

 walka z żywiołem (Sebastian)



Podróże, to one zajmowały nam najwięcej czasu, w poniedziałek wyjechaliśmy z GDA do Sanoka autobusem, jechaliśmy 16 godzin. W następny poniedziałek znów autobusem do Krakowa - 6h. W Krakowie tani obiad i dwa piwka, jedno koło rynku, drugie na Kazimierzu i spać. We wtorek wycieczka do Oświęcimia (dwie godziny pociągiem w jedną stronę, dwie w drugą i następne dwie już autobusem do Zakopanego, razem 6h). W Oświęcimiu zrobiłam tylko jedno zdjęcie - bramę, jakoś tak nie wypadało. Oświęcim, miejsce które KAŻDY człowiek powinien raz w życiu odwiedzić, bo jak głosi napis na jednej ścianie pawilonu: Kto nie pamięta historii, skazany jest na jej ponowne przeżycie


Zakopane - stolica Tatr. Tu tylko dwie wyprawy. Pierwsza na Giewont, góra, której nie miałam ochoty zdobyć, ale jak powiedziała Justyna - demokracja, zostałam przegłosowana. W Zakopanym skład ekipy się zmienił. Jaskółeczka i dwa Olafy wyjechali z Bieszczad już w sobotę, więc ostatnie trzy dni spędziliśmy w trójkę, tu dołączyliśmy do Justyny i Krzysia, którzy też przyjechali do Zakopanego we wtorek, ale z rana. 
No cóż, wstyd się przyznać ale zabłądziliśmy w Zakopanem. Sebastian spytał jakiegoś pana, którędy na Giewont, zamiast którędy do Kuźnic. I tak wylądowaliśmy na szlaku na Giewont w Dolinie Białego. Wycieczka, która miała być na pół dnia stała się całodzienną wyprawą w górę i w dół i znów w górę. Przeszliśmy tą dolinę i znaleźliśmy się na ścieżce nad reglami, potem w dół do doliny (w zasadzie polany) Strążyskiej, zahaczyliśmy o wodospad Siklawica i potem już tylko w górę na Giewont przez przełęcz w Grzybowcu. I tak jak to bywa z Giewontem, musieliśmy wystać swoje w kolejce, brrr. Tak to już jest jak panienki wybierają się w góry w baletkach, potem panikują, że nie wejdą po łańcuchach powodując tym samym opóźnienie i przestoje. Choć to nie tylko ich wina, szczyt jest stanowczo za mały na taką masę ludzi jaka się codziennie przez niego przewija. Gdyby go ściąć o jakieś 100 m, pewnie byłoby więcej miejsca. Powrót z Giewontu drogą, którą mieliśmy wejść, przez  halę Kondratową i Kalatówki.






Następnego dnia nikt nie chciał nigdzie iść :( zostaliśmy na dole, zwiedzaliśmy Krupówki, kino 5D, Wielką Krokiew (nawet wjechaliśmy wyciągiem) i Gubałówkę, a do tego piwko tu, piwko tam.








I ostatni dzień, w którym mogliśmy pójść na szlak (piątek). Wstaliśmy bardzo wcześnie, o 6 rano. Na dworcu byliśmy o 7, a do Palenicy dojechaliśmy o 8. Szybko ruszyliśmy na Morskie Oko, potem na Czarny Staw, a następnie na Rysy. 

Morskie Oko
 Czarny Staw
oba


Żabi Staw (Słowacja) - widok z Rysów

Rysy słowackie (2503 m n.p.m.)

Słowacka część Tatr


A to ja
by Aga

2 komentarze:

  1. Fajna wyprawa. Na Giewont też bym specjalnie się nie rwała właśnie przez te tłumy na samym szczycie. No ale Strążyska przepiękna jest :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń